Skąpany w blasku chwały jesiennej,
i glorii z serc Ludu płynącej,
kroczy żołnierz u schyłku świata,
pełnego tak bólu i wspomnień.
Anioł go czeka w przedsionku niebios,
i szepce do ucha by zmienił drogę.
Żołnierz oniemiał, i także szepnął
„Aniele kochany, ja tak nie mogę!”
„Kochany, Cudny, Nie rozpoznajesz?”
Zasępił się wtenczas Anioł Nieboga.
„Chodź, ja Ci pokażę gdzie leży szczęście,
Choć nie w tą stronę do niebios droga.”
Żołnierz rozpoznał buzię anielską,
choć wiele wiosen już upłynęło,
ta właśnie gloria na nim spoczęła,
gdy miasto całe w ogniu stanęło.
On, dobry człowiek, na straży czuwał,
wtem ogień w dali zobaczył.
Na alarm krzyknął i blask z nieba spłynął.
Nie wiedział, że tamten coś wtedy znaczył.
Gdy miasto całe we krwi skąpane,
ratunku szukało w modlitwie,
on myślał o domu i stronach rodzinnych,
o ojcu swoim ciętym jak brzytwie.
Raz jeden w życiu poprosił Boga,
o dobroć i wydostanie,
Bóg próśb wysłuchał i Anielica,
Stanęła wnet na wezwanie.
Ta piękna niewiasta z włosów kasztanem,
schyliła się wtedy nad dobrym żołnierzem,
Zajrzała w oczy, bólem zalane,
Głęboko, w sercu, poczuła w nim ranę.
Gdy żołnierz ponownie otworzył oczy,
W zdumieniu swoim się nie odnalazł.
Na polu bitwy ogniem męczony…
W szpitalnym łóżku znikąd się znalazł.
Kobieta piękna o twarzy Anioła,
Snem być musiała na jawie,
Cudowne oczy były złudzeniem
gdy leżał półżywy we trawie.
Dziś jednak te oczy w niego wpatrzone,
miłością biją, co go zdumiało.
Włosów kasztany żołnierz odgarnął
i igrał z losem, jak dawniej bywało.
Czyż grzeszni oboje, że z dróg swych zboczyli?
Odpowiedź Wam pozostawię, słuchaczom.
Jeśli choć kiedyś na to wspomnicie,
będę rada, iż moje słowa coś znaczą.