Wszystko kręci się zbyt szybko.
Gna do przodu, nie czeka.
Zakłada słuchawki na uszy i pędzi.
Pędzi biegiem szalonym spóźnionego człowieka.
Spadłej gwiazdy, rozżarzonych węgli.
Ta chwila już nigdy, przenigdy nie wróci!
Trzeba czerpać z niej każdą, najmniejszą nawet radość.
Każdą energię, każde spojrzenie w oczy, każdy zachwyt.
Skoro wyśpimy się po śmierci,
po cóż teraz śnić na jawie, płynąć tylko przez życie,
omijając wszelkie okalające je przystanie?
Przystań.
Zgubiła się.
Pisze ciągle z tą samą pocztą głosową i śmieje się w głos z jej odpowiedzi.
Jest w mirażu.
Estetyczne wrażenie przysłania jej prawdziwe marzenia,
dając im tak głośny wydźwięk.
Gdzie jest moja delikatność, pytam?
Przeklinam, jak szewc,
klnę gdy usłyszą,
albo i gdy są głusi.
Są głusi zawsze i wszędzie.
Gdyby nie byli, nie byłoby mnie tutaj.
Moja frustracja nie kazałaby mi pisać.