Bajka o cichym głosiku i obezwładniającym huku

Od wielu, wielu lat uczę się nowych rzeczy. Poznaję obce języki, gotuję egzotyczne potrawy, spotykam fascynujących ludzi. Jednak to wszystko dzieje się w ramach tego, co znam.

Jeśli od dawna wiesz, że istnieje grecka kuchnia albo że na Bałkanach komunikacja wygląda inaczej niż w Polsce – czy naprawdę jest to coś nowego?

Czasem jest tak, że dorośli nie spodziewają się, że coś jeszcze może ich w życiu zaskoczyć. Są rzeczy znane, te spisane na listach „do zrobienia” i takie, o których się słyszało. Rzadko pojawiają się zupełnie świeże pomysły, bo wielu z nas myśli podobnie. W rezultacie sporo spraw jest po prostu odświeżanych czy udoskonalanych.

Jednak ostatnio odkryłam coś zupełnie dla mnie nowego. Coś, co naprawdę mnie przeraziło i zachwyciło. Coś, co posiada niezwykłą moc sprawczą, a przebiegłościom nie ustępuje nawet lisom.

Autosabotaż

Bardzo daleko mi do wiedzy, która pozwalałaby mi zrozumieć i opisać to zjawisko. Powiem tyle: wielu – bardzo wielu z nas – prowadzi w życiu cichy sabotaż, który ma na celu ich unieszczęśliwić.

To czyste szaleństwo! Nikt o zdrowych zmysłach by się tak nie zachował!

Prawda?

Nieprawda.

Czy kiedykolwiek coś podkusiło Cię, żeby zaznaczyć złą odpowiedź na sprawdzianie? Może noc przed ważnym egzaminem postanowiłeś grać do późna w gry, albo wcale się nie uczyć? Pokłóciłaś się z przyjaciółką wiedząc, że tylko sprawisz jej tym przykrość?

To autosabotaż.

Dlaczego? Dlaczego to sobie robimy?

Przeraża mnie od jak dawna sama siebie krzywdzę. Dużo mówi się o samookaleczaniu, o próbach samobójczych, bulimii, narkomanii i alkoholizmie. To wszystko okropne przypadłości. Niemniej mają wpływ wyłącznie na skrawek społeczeństwa.

Wypalenie zawodowe, tkwienie w toksycznym związku, samo linczowanie się, lęki, modne w epoce Covida „social anxiety” – to wszystko równie prawdziwe problemy. Z mojej wiedzy wynika, że autosabotaż ma na celu przede wszystkim utwierdzenie nas w przekonaniu, że nie jesteśmy warci. Upodlenie nas.

Rozumiesz? Jak źle musisz o sobie myśleć, żeby podświadomie chcieć się zgnoić? Udowodnić sobie i innym, że nie jesteś nic wart?

  • Nie zdałam egzaminu? Czyli rzeczywiście jestem głupia.
  • Kolejny raz pokłóciłam się z Tatą? Nawet najbliżsi mnie nie lubią.
  • Nie potrafiłem wymienić żarówki? Jestem bezużyteczny.

W takich momentach obejrzenie instruktarzu na Youtube’ie czy zaplanowanie korepetycji absolutnie nie przychodzi nam do głowy. Jest nam źle i chcemy mieć do tego prawo. Chcemy czuć, że mamy kontrolę nad swoim losem, nawet jeśli jest płytki i monotonny. I smutny, bardzo smutny.

Reklamy krzyczą o tym, by czuć się dobrze, komfortowo. Bezpiecznie.

Tylko, że bagno gęstniejące wokół szyi też z czasem wydaje się otulać.

Tu trzeba działać. Ruszyć dupsko. Po prostu je ruszyć.

Trzeba pamiętać, że Pan Bóg nie kryje się w przerażającej burzy, imponującej ulewie czy śmiercionośnym trzęsieniu ziemi. Jest w ciszy. W błogiej ciszy naszego umysłu, gdzie słyszymy własne myśli.

Tak jak mój Skrzydlaty Przyjaciel.

Pewien bliski memu sercu Nietoperz nienawidził latać

Każda noc była straszna, nigdy nie widywał blasku gwiazd, a szalejące wichry rzucały się na niego, jakby chciały przygwoździć go do ziemi.

Latał więc szybko, zaciskając zęby, mrużąc oczy i kuląc zlęknione ciało. Przebijał się przez burze, szybko załatwiał niezbędne sprawunki i uciekał do swojej jaskini. Dobrej, ciepłej, bezpiecznej jaskini.

Uwielbiał swój dom. W nim nie musiał nic robić. Po prostu był. Zwykle jadł, wylegiwał się lub spał. Z rzadka zagarniał skrzydłami zeschnięte liście tworząc sterty, które porywał potem wiatr. Czasem myślał o przyozdobieniu groty mchem i gałązkami, ale nigdy nie wystarczało mu na to energii.

Był zbyt zmęczony. Zawsze czuł się bardzo, bardzo zmęczony. Czasem nie miał nawet siły, by wstać ze swego legowiska. Wykańczała go hucząca nawałnica, przez którą musiał przedzierać się niemal każdego dnia. Kiedy wirował między kroplami deszczu z trudem łopocząc skrzydłami, bijące o ziemię błyskawice zdawały się mówić:

„Na pewno niedługo zderzysz się z drzewem”.

„Dziś znów będzie burza”.

„Co z Ciebie za Nietoperz? Nie potrafisz nawet porządnie latać!”

„Nikt nie potrzebuje kogoś tak słabego, jak Ty”.

„Inni nie męczyliby się tak prostymi zadaniami”.

Mój przyjaciel nienawidził tych myśli. Jeszcze bardziej nienawidził tego, co z nim robiły. Z każdym nocnym przelotem zdawały się nasilać, zagęszczając ogarniający go mrok. Wtedy leciał coraz szybciej, blisko ziemi, w ciszy modląc się o to, by noc się skończyła. Z czasem przestało go obchodzić kim jest i czego chce. Był tylko malutkim zwierzakiem rzucanym przez potężny wiatr. Zależało mu tylko na jednym: by przeżyć. By zjeść, wypocząć i nabrać sił na kolejną walkę.

Nietoperz czasami czuł się, jak ostatnie stworzenie na Ziemi, ale tak nie było. Miał znajomych, kolegów, rodzinę. Czasem wspominał im o swoich zmaganiach, rzadko wspólnie narzekali na szalejące pioruny.

Pewnego dnia mój Przyjaciel udał się do swojego Wuja, bardzo starego i bardzo mądrego Nietoperza. Opowiedział mu o tym, że każdy dzień jest dla niego walką. Wyjaśnił, jak burza co noc rozszarpuje jego skrzydła, a pioruny zdają się celować prosto w niego.

Wuj wysłuchał go w ciszy. W końcu zapytał:

  • Jak myślisz, dlaczego tak nienawidzisz burzy?
  • Bo jestem najsłabszy ze stada – wyrzucił z siebie mój Przyjaciel – Mam za małe skrzydła, mój wewnętrzny sonar jest wadliwy, a ja jestem zbyt głupi, żeby się tego nauczyć.
  • To nieprawda – odparł Wuj – jesteś przyzwyczajony do tego, że burza przejmuje nad Tobą kontrolę. Z czasem przestałeś z nią walczyć i uznałeś, że to, co słyszysz między uderzeniami piorunów, to prawda.
  • Bo to fakty – odburknął Nietoperz.

Nie – przerwał mu Wuj – to lęki. A one nie mają nic wspólnego z faktami.

  • Te złe uczucia, to nie prawdziwy Ty. Nawałnica lęków, gradobicie poczucia winy, szalejące tornado myśli… To wszystko ataki na Twoje samopoczucie. Boisz się latać. To fakt. Ale myśląc o tym, że jesteś okropny i z pewnością wylądujesz na drzewie, robisz sobie krzywdę. Nie zakładaj, że zawsze stanie się najgorsze.
  • Ale tak mi łatwiej – burknął Nietoperz – wtedy jestem przygotowany.

Przygotowany na co? Na porażkę?

  • No tak. Wtedy nic mnie nie zaskoczy.

Wuj westchnął i usiadł bliżej. Po chwili zaczął swoją opowieść:

  • Wiesz, od dziecka bałem się ludzi. Przez całe życie wyobrażałem sobie, że mnie zaatakują. Nie latałem z przyjaciółmi, jeśli mieliśmy mijać jakieś domy. Nawet zrezygnowałem z pracy w jednym gospodarstwie. Dopiero kilka tygodni temu, przez przypadek, wpadłem na ludzką dziewczynę. I wiesz co się stało?

Nietoperz pokręcił głową.

  • Nic. Po prostu nic. Spojrzała na mnie, po czym wróciła do oglądania rozświetlonych latarni. Całe życie żyłem w strachu, żeby być przygotowanym, aż nadejdzie prawdziwy strach. Przeżyłem lata stresu, żeby być gotowy na jeden dzień, który nigdy nie nadszedł. Nie rób sobie takiej krzywdy.

Nietoperz pokiwał głową i w ciszy wrócił do swojego domu. Długo zastanawiał się nad zasłyszaną historią. Następnego ranka nie mógł zasnąć, więc spisał na kawałku kory wszystko, co przerażało go w nocnym locie. Lista nie była aż tak długa:

  1. Zderzenie z drzewem.
  2. Upadek z wysokości.
  3. Uderzenie pioruna.

Zanim zdążył wmówić sobie, że to nie ma sensu, poleciał do swojego Wuja. Razem upewnili się, że mój Przyjaciel potrafi wydawać odpowiednie mlaskanie i wyłapywać fale odbijające się od przeszkód. Zgodzili się, że – skoro echolokacja działa – niespodziewane spotkanie z drzewem jest właściwie niemożliwe.

Potem razem przeszli się po zaprzyjaźnionych jaskiniach. Okazało się, że żaden ze znanym im Nietoperzy nigdy nie został uderzony przez piorun. Nasz Bohater poczuł się więc bezpieczniej.

Pozostała kwestia upadku w trakcie lotu, który był najbardziej prawdopodobny. Inne zwierzęta miały już swoje metody na zabezpieczenie się przed kraksą. Nietoperz nauczył się więc jak zamortyzować upadek, w jaki sposób chronić głowę i jak układać skrzydła. Zdecydował się też na kask z łupiny orzecha włoskiego.

Nastała noc

Nietoperz nieśmiało wyfrunął ze swojej jaskini. W oddali dostrzegł kotłującą się nawałnicę. W jego głowie znikąd pojawiły się myśli:

„Zaraz rozpęta się burza”.

„Leć nisko, bo spadniesz”.

„Tylko Ty możesz mieć takiego pecha”.

Nietoperz wziął jednak głęboki wdech. Zaczął powtarzać sobie, że jest przygotowany i że to tylko strach.

Po chwili rzeczywiście dogoniła go ulewa. Tym razem uważnie się rozejrzał i podfrunął jak najbliżej jaśniejszych plam, wskazujących na kraniec burzowych chmur. Czekał. Głęboko oddychał, mówił do siebie i czekał.

Grzmoty ustały, ulewny deszcz przeszedł w mżawkę. Gdy wszystko ucichło zapadła błoga cisza, a z zza chmur zaczęły przedzierać się piękne, świetliste gwiazdy. To wtedy Nietoperz zrozumiał, o czym mówił jego Wuj. Przez cały czas nie słyszał swoich myśli. Słyszał chaos kotłujących się lęków. Dopiero teraz, w ciszy, dochodził do niego delikatny szept. Myśli były spokojne, ułożone i dobrze mu życzyły.

„Brawo, dałeś radę. Naprawdę dałeś radę!”

„Może jutro polecisz jeszcze dalej?”

„Jaskinia już tak długo czeka na dekoracje! Czas nazbierać najpiękniejszy mech!”

Nietoperz uśmiechnął się do swoich myśli. Czekała go długa droga.

Ale przynajmniej wiedział, że istniała. I była piękna.

Dodaj komentarz